sobota, 21 czerwca 2014

Skrzyczne - Beskid Śląski

Skrzyczne (1257 m n.p.m.) to ósmy pod względem wysokości szczyt w Koronie, położony w Beskidzie Śląskim góruje nad okolicami Bielska-Białej, w najbardziej na zachód wysuniętej polskiej części Beskidów. Góry te są doskonale zagospodarowane pod względem turystycznym - na niewielkiej w sumie przestrzeni jest mnóstwo szlaków turystycznych, kilkanaście schronisk i duże ośrodki narciarskie w Szczyrku czy Wiśle. Do tego dodajmy bliskość Bielska-Białej (chyba największego miasta w Polsce położonego w zasadzie w górach) oraz całej aglomeracji Śląskiej i mamy pewność spotkania tłumów na szlakach czy najważniejszych szczytach. W długi czerwcowy weekend okazało się to prawdą, choć faktem jest też, że odpowiedni wybór trasy - z dala od stacji kolejek linowych - może zagwarantować obok pięknych widoków także trochę spokoju i bardziej górskiej atmosfery. 

Zaczynamy ze wsi Lipowa położonej pod wschodnim zboczem Skrzycznego. Podejście jest długie (ponad 2 h) i strome, więc nie napotykamy zbyt wielu turystów po drodze. Początkowa leśna droga z czasem wychodzi na tereny bardziej odsłonięte, m. in. Halę Jaśkową, więc widoków jest co niemiara - od masywu Babiej Góry i Pilska, gdzie byliśmy wczoraj po Jezioro Żywieckie i Beskid Mały. Powoli przewiewa poranne chmury, zapowiada się pogoda. 

Zziajani w końcu pojawiamy się na szczycie - po drodze jeszcze wyprzedzamy dwóch rowerzystów próbujących (jeden - po kamiennej stromiźnie, drugi - w w gęstym lesie) wjechać na sam wierzchołek, na co jednak nie mają szans. Na Skrzyczne atmosfera mocno piknikowa - dużo ludzi ze względu na pobliską stację kolejki, ale od razu widać, kto tylko wjechał na zupę, a kto wędruje dalej. Jemy coś w schronisku - furorę robi tutejszy bernardyn, bardzo miły dla gości i łagodny. Widoki z wieży widokowej i pobliskiego punktu miażdżące - poza Babią, Pilskiem i czeską Łysą Górą (Lysa Hora) nie ma nic wyższego.... z niechęcią schodzimy z wieży.

Po krótkim popasie idziemy dalej - grzbietem gór na południe w kierunku Baraniej Góry. Widoki na każdym kroku po prostu oszołamiają, przypominając trochę wędrówkę grzbietem Karkonoszy. Dzięki temu że jesteśmy powyżej linii lasu oraz idziemy przez potężne połomy widać wszysto na wschód i zachód. Wiatr przyjemnie wieje, słońce świeci, ludzi mało - czego można chcieć więcej od górskiej wędrówki. 

Dochodzimy do Malinowskiej Skały i ponieważ wyszliśmy za późno rezygnujemy z dalszej wędrówki na południe. Niestety mamy przed sobą jeszcze powrót do Wrocławia...Zejście w dół - szlakiem żółtym - okazuje sie jednak bardzo dobrą decyzją - wędrujemy malowniczą doliną - początkowo leśna drogą, później już asfaltem, ale zakaz ruchu gdzieś przed nami działa skutecznie - aż do samego końca drogi w Lipowej nie doświadczamy samochodów. 


21.06.2014

















Brak komentarzy:

Prześlij komentarz