niedziela, 12 lipca 2015

Śnieżnik - Masyw Śnieżnika


Śnieżnik to góra dla mnie szczególna, wchodziłem na niego już chyba kilkanaście razy, ale najczęściej na górze nie było nic widać, chmury, mgła, deszcz czy śnieg to niestety standard. No ale jest lipiec, prognozy są dobre, zbieramy ekipę i jedziemy.

Ponieważ większość szlaków znamy prawie na pamięć decydujemy się na podejście od południa, z wsi Jodłów. Liczymy że nie spotkamy tłumów jak na trasie z Międzygórza, dzięki czemu będzie też wygodniej z dwoma psami, które nam towarzyszą.

Zaczynamy jednak od wizyty w pięknie położonym pensjonacie Ostoja (http://jodlow.hg.pl/) i szybkim piwie w oczekiwaniu na drugi samochód. Widoki w dół, pasące się obok stado krów, kozioł który mocno zainteresował naszego psa - to wszystko sprawia że czujemy, że moglibyśmy tu zostać na co najmniej kilka dni. Miejsce wydaje się idealne na wypoczynek i odpoczynek od cywilizacji. 






Niestety, czas ruszać w drogę. Decydujemy się najpierw pójść na Śnieżnik a wrócić przez Trójmorski Wierch. Trasa jest bardzo urocza, prowadząca nas droga wiedzie powoli w górę zboczem jednego z ramion śnieżnickiego rozrogu. Mijamy kilka płynących z góry strumieni, które nasze psy skrzętnie wykorzystują. Droga wiedzie przez las, stąd aż do Hali pod Śnieżnikiem widoków w dół jest mało, parę razy przy przerzedzeniu można podziwiać Czarną Górę. Trasa okazuje się natomiast dobrym wyborem jeśli chodzi o dzikość, bo aż do schroniska nie spotykamy nikogo. 

 w dół. 



Pod Śnieżnikiem, jak zawsze, tłumy ludzi odpoczywających, wchodzących bądź schodzących. Na tyłach schroniska dostrzegamy dwie łanie, zupełnie nic nie robiące sobie z obserwujących i fotografujących ludzi. Dopiero po dłuższej chwili odwracają się od nas i odchodzą majestatycznie. Na marginesie - widziałem je dwa tygodnie później na zdjęciach znajomej, tak wiec chyba są stałym elementem Hali pod Śnieżnikiem. 






Po krótkim posiłku ruszamy na szczyt. Niewątpliwie przydałoby się wybudowanie wieży widokowej (co zresztą ma mieć miejsce, gmina Stronie Śląskie ma już zatwierdzony projekt, zbiera jedynie fundusze) , bowiem szczyt jest szeroki i płaski, o stosunkowo niedużym nachyleniu na wierzchołku, co nie sprzyja obserwacji okolicy. Tak czy inaczej, dajemy sobie trochę czasu, część odpoczywa, część obchodzi okolicę, fotografując wszystko wokół. Ludzi sporo, nawet ktoś wjeżdża na rowerze. Schodzimy na południe szlakiem czerwonym wzdłuż polsko-czeskiej granicy.Trasa również bardzo przyjemna, choć już nie drogą a górską ścieżką. Na całej trasie do Jodłowa spotykamy jednego turystę, choć jest już późne popołudnie. 

















Jeszcze przed Trójmorskim Wierchem natykamy się na wiatrołomy. Kilka dni później, we Wrocławiu, czytamy o huraganie i zamknięciu szlaków...Zarówno od strony Jodłowa, jak i Śnieżnika, nie było żadnych znaków, więc weszliśmy na trasę, która zwłaszcza w drodze powrotnej okazała się kłopotliwa. Na Trójmorski szliśmy przez Czechy a nie przez Mały Śnieżnik, z widokiem na ośrodek narciarski Dolni Morava. Od Przełęczy Puchacza do wieży widokowej musimy kluczyć i omijać - szlak jest zablokowany przez połamane przez wichurę drzewa. Na szczęście jest to stosunkowo krótki odcinek, dochodzimy do wieży. Tam krótki popas i kilka pamiątkowych zdjęć, jest już późno i robi się chłodno, więc prędko schodzimy w dół. 










Na Przełęczy pod Jasieniem i przejściu granicznym ponownie potężny wiatrołom. Trochę kluczymy by dojść do skrzyżowania, ale od niego droga jest jest już przetarta przez służby a przewrócone drzewa pocięte i zdjęte z niej. Powrót do Jodłowa zajmuje nam zatem niecałą godzinę przyjemnego spaceru.





Trasa na pewno do polecenia lubiącym ciszę, spokój i dzikość gór. 

Całość trasy to zajęła nam niecałe 8 godzin, jej długość to ok 21 km, i gdyby nie wiatrołomy można by ją określić jako stosunkowo łatwą, choć długą. 

Trasa wycieczki