niedziela, 25 maja 2014

Bałkany 2014 - Dzień 1 - Z Wrocławia nad Adriatyk





Jedziemy!! Pełni ekscytacji wyruszamy w dwutygodniową podróż. W planie Czarnogóra, Albania i Grecja czyli bardzo dużo, czasu bardzo mało, ale damy radę! 

Start z Wrocławia ok.18.00, 24.05.2014, w planach 1400 km do przejechania. No i chcemy wykąpać się w morzu nad ranem. W aucie jest 3 kierowców, więc możemy jechać non stop.


Kilka uwag o trasie - z Wrocławia:

1. Krajówkami do przejścia w Boboszowie - 2 h.

2. Przez Czechy również drogami krajowymi (poza obwodnicą Brna) - 4 h.

3. Austrię mijamy nad ranem, jedziemy przez Wiedeń i Graz, ale obwodnice nie pozwalają nam zobaczyć tych miast. Słońce wstaje nad Alpami bardzo wcześniej, do Słowenii wjeżdżamy już w porannej szarzyźnie.

4. Przez Słowenię również przejeżdżamy drogami krajowymi (na Maribor i Ptuj).

5. i jesteśmy w Chorwacji, gdzie wjeżdżamy na autostradę i jedziemy na południe. Robi się coraz cieplej, czuć, że nadchodzi lato i wjeźdżamy w klimat śródziemnomorski po minięciu Paklenicy.

Autostradą dojeżdżamy dalej niż rok temu ale i tak kończy się ona sporo przed Dubrovnikiem. Wjeżdżamy na Via Adriatica i dalej na południe. Po drodze jeszcze mały odcinek wybrzeża należącego do Bośni i Hercegowiny z miastem Neum. Ponieważ jest coraz cieplej szukamy jakiejś przyjemnej zatoczki, zjeżdżamy w dół i rzucamy się do morza. Jest słone, ciepłe i czyste, czyli tak jak oczekiwaliśmy, choć żwirkowa plaża i beton w miejscowośći Doli nie należą do najpiękniejszych. Dla nas jednak znaczenie ma odpoczynek po całonocnej drodze i nie przejmujemy się drobnostkami. Na plaży pusto - widać że jest przed sezonem, jedynie kilku Chorwatów naprawia coś w jednej z łódek, kapiemy się tylko my.



A to widok z okolic za Splitem:







Po dwóch godzinach ruszamy w drogę i lądujemy w Dubrovniku, którego I. nie widziała, więc obowiązkowo trzeba się przejść po mieście.

Tutaj mała porada - w całym mieście parkingi są płatne, ale wystarczy jechać wzdłuż morza, minąć po prawej Stare Miasto i dalej wzdłuż wybrzeża (poniżej drogi krajowej a jednocześnie nadal sporo nad poziomem morza) i docieramy do nadmorskiej dzielnicy, w której możemy zaparkować za darmo (dla używających GPS - musimy przejechać do końca ulicę kralja Petra Krešimira IV i stanąć przy ul. Frana Supila) i skąd do bramy Starigradu jest 10 minut spaceru z pięknym widokiem na miasto przez cały czas.

W Dubrovniku sezon turystyczny w już pełni, po głównej ulicy i murach przechadzają się tłumy turystów, słychać rozliczne języki, jest gwarnie, ciepło i przyjemnie. Ponieważ miasto dokładnie widzieliśmy rok temu, teraz tylko niezobowiązujaco przechadzamy się uliczkami i zaułkami oraz wypijamy w porcie po piwie.




Czas mija szybko i powoli robi się ciemnawo - czas w dalszą drogę, bowiem planujemy spać już w Czarnogórze. Do przejścia granicznego jest ledwie 40 km, na samym przejściu również udaje się załatwić szybko formalności. Co ciekawe - dostajemy do paszportu pieczątki, co dziwi nas - przyzwyczajonych do strefy Schengen i braku kontroli.

Do Czarnogóry wjeżdżamy o zmroku i powoli zaczynamy się rozglądać za noclegiem. Okazuje się, że jeden z naszych przewodników turystycznych się myli – w Igalo nie ma campingu. Dalej jest tylko ciekawiej. Okazuje się że trafiamy na jakąś fetę pomeczową - ulice są pełne pijanych, bawiących się mężczyzn. Żeby było jasne - nie czujemy żadnego zagrożenia, ale jesteśmy już zmęczeni i bez widoków na nnocleg. Mijamy nadgraniczne Herceg Novi ponownie trochę błądząc za campingiem (nieudanie). Co nas niemiło zaskakuje to fakt, że mało kto z zaczepionych przechodniów mówi po angielsku...

Jedziemy dalej – w wiosce Bijela ulga - jest camping przy głównej drodze. Rozbijamy się już po ciemku, jest chyba około 22.00, nie ma nikogo z obsługi, ale ludzie z domu na terenie pola namiotowego mówią, byśmy się rozbijali, właściciel przyjedzie rano. CO najważniejsze - jest ciepła woda i całkiem przytulnie.

Camping jest małym, przydomowym obiektem między drogą a morzem (nei sposób nie trafić!), przy samym brzegu morza znajduje się też przyjemna knajpka, choć wieczorem jest już nieczynna - skorzystamy z niej dopiero rano.

Kładziemy sie spać i śpimy jak zabici - półtora tysiąca kilometrów zrobiło swoje.


25.05.2014

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz