środa, 28 maja 2014

Bałkany 2014 - Dzień 4 - Z Durmitoru z powrotem nad morze...

Wstajemy rano i z żalem zostawiamy za plecami Durmitor. Pierwszy przystanek to kanion rzeki Tary i przepiękny most w miejscowości Durdevica. Tara płynie górską doliną na północ i w Bośni łączy się z inną rzeką Pivą, tworząc Drinę, która jest najdłuższym dopływem Sawy, która wpada do Dunaju. Czyli pomimo że jesteśmy tak blisko Adriatyku, znajdujemy się w zlewisku Morza Czarnego. 

Niemniej Tara nie z tego jest słynna. Rzeka ta bowiem tworzy wyjątkowy nawet jak na Czarnogórę (choć typowy dla tego państwa) kanion, miejscami sięgający nawet 1 300 m wysokości, co daje mu pierszeństwo w Europie.Najbardziej znanymi miejscem wzdłuż Tary jest słynny most w miejscowości Durdevica. Powstał on w latach 1938-1940, ma 365 m długości, 116 wysokości w najgłębszym miejscu i od tej pory służy jako jedna z nielicznych przepraw przez Tarę. Dlaczego tak trudno przebyć tę rzekę, doskonale pokazują poniższe zdjęcia. Przy moście można się zatrzymać, przespacerować i zrobić kilka pamiątkowych fotek, choć jest ona tak duży, że ciężko go zmieścić w obiektywie.





Rzeka Tara znana jest też ze spływów pontonowych, który ogłoszeń pełno w okolicy. My tym razem nie mamy tego w planach, ale skoro i tak wrócimy w Durmitor, jedziemy dalej. Droga malowniczo wije się przy brzegu rzeki, z drugiej strony mamy skalne urwisko. Do Podgoricy, która musimy minąć jest mnóstwo tuneli, część wyryta w gołej skale i żaden chyba nie jest oświetlony, choć przeważnie są krótkie. Tak czy inaczej droga ta jest kolejną w kategorii niezwykłych, bowiem jedziemy głębokim wąwozem, a zbocza, miejscami skaliste a czasem porośnięte, zdają się przypominać raczej góry tropików. Klimatu dodaje pogoda, bowiem na zmianę pada i paruje, widoczność jest dosyć słaba, za to często gdzieś z boku widzimy zabłąkane pasmo mgły. 

Po drodze atrakcji jest trochę, ale my jedziemy do ciepła, a w tym celu musimy zmienić strefę klimatyczną, czyli po prostu dostać się nad morze. Stajemy więc tylko w jednym miejscu, przepięknym klasztorze Moraca, w miejsowości Kolasin. Z zewnątrz budynek wygląda przeciętnie, jednak od środka jest niestamowity, ze względu na malowidła ścienne, charakterystyczne dla obrządku prawosławnego. Ponieważ nie można robić zdjęć, odsyłam do strony na której można je obejrzeć.
Wstęp do klasztoru jest darmowy.


Po krótkiej przerwie jedziemy dalej i szybko i sprawnie mijamy stolicę Czarnogóry. Niedaleko za nią przejeżdżamy groblą przez Jezioro Szkoderskie, które jest największym na całych Bałkanach (jego powierzchnia jest zmienna, ale nawet w najminejszym rozmiarze jest 3 razy większe niż Śniardwy) i rzeczywiście, przy wietrznej choć przyjemnej pogodzie, robi olbrzymie wrażenie. Woda nie należy do najczystszych, ale fale są jak w morzu, w tle piękne góry. My niestety planujemy ruszać dalej, ale na pewno warto zatrzymać się na jeziorem na dłużej, zwłaszcza by podziwiać przyrodę.





Po drodze mijamy płatny tunel służący jako główna arteria z Podgoricy nad morze i już jest ciepło. Wyjeżdżamy niedalego Sutomore i zaczynamy kierować się na południe, rozlądając powoli za plażą, w celu kąpieli i jakiegoś posiłku. Docieramy do Baru i przy wjeździe do miasta lądujemy na plaży 40 m od drogi. Woda jest ciepła i czysta, a my po pogodzie raczej pólnocnej nie mamy ochoty szukać dalej, rozkładamy się na żwirku i wypoczywamy parę godzin. Na plaży jest przyjemnie pusto, widać że dla miejscowych woda jest chłodnawa i sezon zupełnie się jeszcze nie zaczał. Dla nas - przyzwyczajonych do Bałtyku - woda Adriatyku w maju jest jak balsam.



Wczesnym wieczorem docieramy do Ulcinj i zaczynamy szukać noclegu. Przed sezonem w mieście nie ma tłumów, choć ludzi dużo. Na ulicach widać i słychać, że jesteśmy w mieście albańskim, choć to jeszcze Czarnogóra. Wedle statystyk ok. 85% mieszkańców jest narodowości albańskiej i u takich też ostatecznie sie zatrzymujemy. W pokoju z pięknym balkonem, ogrodem do wypoczynku, 10 min. na piechotę od morza, i pół godziny od centrum. Za 5 Euro od osoby w pokojach dwuosobowych.

Ponieważ jest późno, odpuszczamy sobie morze i idziemy na spacer do miasta. Ulcinj chyba rzeczywiście najlepiej wygląda po ciemku (zapraszam do przeczytania innej relacji z pobytu tutaj), ale w maju nie ma jeszcze rzesz turystów. Za to co chwila muezzin śpiewa z minaretu, kierowcy jeżdżą jak chcą i ogólnie w centrum panuje duże zamieszanie. Wspinamy się na mury twierdzy, górującej nad miastem i morzem, później włóczymy po starym mieście, w którym co chwila ktoś usiłuje wciągnąć nas na kolację. Ostatecznie zostajemy skuszeni, otrzymujemy po kieliszku darmowej śliwowicy, rewanżując się zakupem piwa i kawy. Siedzimy i żegnamy się z Czarnogórą, wiedząc że tutaj wrócimy, bowiem kraj jest niesamowicie piękny, a ludzie gościnni niespotykanie. Na koniec schodzimy jeszcze na plażę i wędrujemy do domu, wracając sporo po północy. No ale zasłużyliśmy, przejechaliśmy w końcu szmat drogi, trzymamy się planu i jutro rano wjeżdżamy do Albanii.

28.05.2014





Trasa dzień 4

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz