wtorek, 27 maja 2014

Bałkany 2014 - Dzień 3 - Bobotov Kuk w Górach Durmitor

O tym jak wygląda maj w górach Durmitor i jak pokonał nas Bobotov Kuk niczym Karadhras drużynę pierścienia.........


Poranny spacer po Żabljaku - samo miasteczko nie jest za ciekawe, ale o 7.00 rano jest przyjemnie pusto - pogoda zapowiada się idealnie, na niebie ani chmurki, w oddali skrzą się skały Durmitoru. I dużo śniegu....








Reszta ekipy budzi się chwilę później. Wstajemy rano i jemy na zewnątrz bardzo pożywne śniadanie. Znów poznaliśmy bałkańską gościnność – Rajo kupił w sklepie tyle jedzenia, że nijak nie możemy się doliczyć 14 Euro, które dostał od naszej czwórki na to. Co więcej, po tym jak sporo zostaje, bo po prostu nie da się tyle zjeść, to gospodarz pakuje nam to wszystko, mówiąc że przecież zapłaciliśmy, a poza tym potrzebujemy sił w górach. 
O 8.00 taksówkarz już czeka i wiezie nas na Sedlo (20 Euro). Okazuje sie że pracował trochę w Polsce w Poznaniu i kojarzy nasz kraj. Droga jest nowa i porządna, niemniej w pewnym momencie wije się serpentynami nad urwiskiem, więc jedziemy ponad pół godziny. Widoki za oknem zapierają dech w piersiach, choć najładniej jest na samej przełęczy. 

Plan na wycieczkę wygląda następująco (wzięty z summitpost.org, mapa Durmitoru na końcu postu):
1. Jedziemy na Sedlo
2. Wchodzimy na Bobotov Kuk od południa.
3. Schodzimy ze szczytu którąś z dróg bezpośrednio do Żabljaka.

Przełęcz Sedlo polecano w internecie jako najbardziej widowiskowe miejsce do podejścia w wyższe partie i rzeczywiście trudno się z tym nie zgodzić.

Góra Zupci:

Widok na północ:











Z Sedla wspinamy się w wyższe partie. Powyżej 2000 m. n.p.m. jest coraz więcej śniegu. Idzie się wspaniale, widoki w każdą stronę miażdżą.... Niestety, około 11.00 mamy coraz więcej chmur nad nami. Teraz idziemy juz tylko po śniegu. Momentami gubimy szlak, który - jak to na Bałkanach - oznaczony jest tylko jednym kolorem i niestety słabo. Czasem trafiamy na ślady kogoś przed nami, niemniej śnieg jest stary i twardy - nikną one tak szybko jak sie pojawiają. 




W ten sposób wczesnym popołudniem docieramy za daleko - otóż w pewnym momencie zaczynamy schodzić do doliny, w której znajduje się Skrcko Jezero..... Musieliśmy przegapić po prawej szlak na przełęcz pod Bobotov Kuk. Wracamy i od razu natykamy się na czterch Holendrów z takim samym problemem jak my - wspólnie wracamy i zaczynamy szukać wejścia do góry. 

Błąkamy się po dużej dolinie - zbocze nad nami jest niestety bardzo strome, pokryte przeważnie śniegiem, a w miejscach odsłoniętych drobnymi, wciąż osuwającymi się kamieniami. Trochę w akcie desperacji wspinam się wysoko, chcąc z góry wypatrzyć jakąś ścieżkę, czy dostrzeć ślady lub znaki na skałach. Niestety nie ma nic i zaczyna padać deszcz ze śniegiem. Grzmi gdzieś nad nami - robi się nieciekawie, Holendrzy zostali z tyłu i widzimy że wracają. Podejmujemy taką samą decyzję  i już schodząc ze zbocza do doliny spotykamy dwóch Czarnogórców, przypinających raki. Znają drogę i nam ją pokazują - nie ma znaków ani ścieżki, za to jest bardzo stromo. Nie mamy zimowego sprzętu i jesteśmy zmęczeni - nadal sypie i grzmi, więc wracamy. Natykamy się na sympatyczną gromadkę Słowaków - oni również sie pogubili, ale idą w inną stronę - tłumaczymy co i jak i wracamy. Decydujemy się na tą samą drogę, bo boimy się załamania pogody, choć ta - paradoksalnie - jak tylko odstępujemy sie poprawia. Już nie pada, przestało grzmieć, robi się nawet przyjemnie..... Szybko - bo po własnych śladach - dochodzimy do przełęczy. 

Zapada decyzja by iść na piechotę do miasteczka - jest stosunkowo wcześniej, droga jest dobra (bo w dół) i mamy ochotę jeszcze pochodzić, skoro nie udało się wejść na wierzchołek. Widoki oszałamiają, bo maszerujemy piękną, zieloną doliną, ponad nią widząc dwutysięczniki o białych i szarych, skalistych zboczach. W dole po prawej dwa idealnie czyste jeziorka - Valovito Jezero i Suva Lokva. Przy drodze stoi chatka, w której samotny gospodarz wita nas zimnym piwem i ciepłą herbatą (dla każdego coś miłego) oraz częstuje domowej roboty śliwowicą. Jest tak jak powinno być w tego typu miejscach, a gościna wręcz przysłowiowa. Wspólnie obserwujemy przez jego lornetkę kozice górskie. 






Niestety czas iść dalej - schodzimy drogą do wschodniego krańca gór i skręcamy na północ, idąc przepięknie zielonymi łąkami, z widokiem na dolinę w której leży Żabljak. Po drodze mijamy narciarski pod Savin Kukiem - latem opuszczony przez wszystkich poza wszędobylskimi owcami, których przed oczami przechodzi nam stado co najmniej 100 sztuk.



Na koniec wycieczki wchodzimy jeszcze w las - można się poczuć jak w Sudetach i po godzinie marszu dochodzimy do Jeziora Czarnego (Crno jezero), które jest popularnym miejscem spacerów z miasteczka i bardzo malowniczo wygląda o zmroku na tle góry Međed.

Do Żabljaka już tylko parę chwil. Kładziemy sie spać wymęczeni, ale zadowoleni, mówiąc sobie: "będzie powód żeby wrócić....". Ze Durmitor jest tego wart, nie muszę chyba przekonywać - widać wszystko powyżej. Dodam jeszcze od siebie, że maj to chyba trochę za wcześniej na te góry, lepiej poczekać do lata, aż stopnieją śniegi i całość pasma będzie łatwiej dostępna. Przez cały dzień spotkaliśmy tylko 3 grupy turystów (plus na koniec rodaków nad Czarny Jeziorem) i to też jest olbrzymi atut tych gór - móżna poczuć się, jak ostatni ludzie na ziemii, sami w całym Duritorze. 

27.05.2014










  
Mapa poniżej dokładnie pokazuje naszą trasę (niebieska linia) - z Sedla na północ w kierunku Bobotov Kuk, widać miejsce gdzie wracaliśmy i gdzie próbowaliśmy odnaleźć drogę ku górze. Potem wracaliśmy tą samą drogą do miejsce gdzie zaczęliśmy i dalej drogą w dół dookoła gór.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz