sobota, 20 września 2014

Bieszczady 2014 - Dzień 1 - Tarnica

Jedziemy na noc - to jedyna opcja jak ma się 5 dni wolnych, w tym weekend. Startując po północy jesteśmy w Ustrzykach Górnych jakoś po 7 rano, trochę pospawszy w samochodzie, większość trasy jadąc autostradą (choć między Tarnowem a Pilznem nadal krajówką), meldujemy się tylko gospodyni, że jesteśmy, zostawiamy auto, śniadanie i w drogę.

Pogoda wrześniowa - sporo chmur na niebie ale pojawia się też słońce, Na połoninach mocno wieje. Jest na tyle wcześniej, że dopiero na przełęczy pod samą Tarnicą spotykamy więcej ludzi, wcześniej mijamy jedynie kilka osób, więc obcujemy z dzikością Bieszczadów zarówno w stromym lesistym podejściu, jak i na połoninie powyżej.






Na połoninach jest już bardziej pochmurno, pogoda się niestety psuje, ale idziemy dalej - nie mamy wszak wyboru. Część panoramy zasłaniają chmury, ale jeśli tylko je przewieje wiatr, to jest naprawde przepięknie.







Tarnicy - pomimo, że na nią weszliśmy, tego dnia nie zobaczylismy - cały czas była przysłonięta chmurą, z której ostatecznie spadł deszcz. Tutaj widziana ze szlaku w trakcie wędrówki po Szerokim Wierchu, wraz z Tarniczką po lewej, z doskonale zaznaczoną przełęczą pomiędzy nimi.

Na szczycie było już tłoczno, chwilę trwało złapanie kadru bez innych turystów, co wskazuje że brak widoków nie zniechęcił do wejścia. Jak schodzimy szokuje nas starszy człowiek wchodzący na szczyt na boso, długo zastanawiamy się czy to efekt przegranego zakładu, dziwny rytuał religijny czy coś jeszcze innego, ale odpowiedzi rzecz jasna nie poznaliśmy.

Na szczycie jesteśmy przed południem, więc korzystając z tego że jeszcze sporo dnia przed nami idziemy dalej. Wybieramy czerwony szlak na Halicz (alternatywa to Bukowe Berdo), który wiedzie wysoko połoninami. Pogoda nie sprzyja, trochę pokropuje, jest dużo chmur, w których czasem wędrujemy i które przeszkadzają w podziwianiu okolicy. Z drugiej strony nie ma tłumów (choć trochę turystów mijamy), w dolinach bardzo głośno ryczą jelenie, jest klimat jaki nam się z Bieszczadami kojarzył.



Zdjęcia kończą się przed szczytem Halicza i Rozsypańca, bowiem na nich już nic nie widać. Idziemy w chmurach, widoczność to 10 metrów przed nami, mocno wieje, nic przyjemnego i godnego opisu. Niestety - w górach nigdy nie można mieć pewności co nas czeka.
Na Przełęczy Bukowskiej zaczyna lać i pada nieprzerwanie około godziny, bardzo intensywnie. Do Wołosatego dochodzimy przemoczeni do suchej nitki. Planowaliśmy iść na piechotę, korzystając ze światła dziennego, ale deszcz złamał nasze morale, nie chcemy się też przeziębić na początku pobytu. Wsiadamy busa i lądujemy w Ustrzykach. Szybka kolacja i śpimy chyba o 18.00, ale mamy wszak zarwaną noc za sobą i plany na jutro.

Długość trasy - 22 km, umiarkowanie trudna, długie i dosyć męczące podejście na Tarnicę, potem już po płaskim


Trasa wycieczki

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz