Drugi dzień spędzamy w drodze. Jest to efektem splotu kilku czynników - musimy robić przerwy ze względu na ciążę mojej ukochanej małżonki, jesteśmy zmęczeni po bardzo intensywnej sobocie i podróży z Polski, rano trochę się guzdrzemy i wyjeżdżamy ok. 11.00, do tego nie jedziemy najprostszą drogą w stronę Dunaju, ale chcemy przedrzeć się przez Karpaty. Spędzamy dużo czasu w samochodzie, ale to co widzimy po drodze w zupełności wynagradza trud.
Drugi dzień jest na pewno najbardziej widokowy jeśli chodzi o trasę samochodową w tej podróży a podróż przez przełęcze Karpat na długo pozostanie w naszych sercach i pamięci. Jedziemy dosyć starą, choć w wielu miejscach już wyremontowaną (i na bieżąco remontowaną, o czym przekonują nas mijanki, gdzie musimy czekać na przejazd samochodów z naprzeciwka) drogą. Las Karpat jest niesamowicie potężny, choć wzdłuż drogi widzimy nierówne ludzkie próby mierzenia się z naturą pod postacią linii kolejowej rytej w litej skale, idącej raz wyżej drogi, raz równolegle w tunelu, raz obok. Po drugiej stronie gór spotykamy przydrożną pasiekę, gdzie na migi zaopatrujemy się w dwa czy trzy słoje miodu, dalej jest niesamowicie położony klasztor (https://ro.wikipedia.org/wiki/M%C4%83n%C4%83stirea_Lainici) i wracamy do cywilizacji.
Pasieka na końcu świata
Rzeka Susita, w tle Karpaty, widok od południa.
Widok dosyć częsty w Rumunii - potężne kominy elektrowni (tu - w Rovinari).
Opuściliśmy Siedmiogród i jesteśmy na Wołoszczyźnie, najbardziej "rumuńskiej" części kraju. Ta kraina jest dla odmiany zupełnie płaska, leży między Karpatami a Dunajem i jest obszarem wybitnie rolniczym. Jedziemy przez ciągnące się po horyzont pola zbóż i słonecznika. Trasa jest dosyć monotonna, niestety zwykła droga krajowa i jazda przez wioski ma swoje ograniczenia jeśli chodzi o tempo, więc zajmuje nam to wszystko sporo czasu. Po drodze obiad, kilka przerw i czujemy się zmęczeni, choć wiele się dziś nie nachodziliśmy.
Przydrożny stragan
Późnym popołudniem zjeżdżamy do Dunaju, który w tym miejscu przecięty jest jednym z dwóch mostów na granicy rumuńsko-bułgarskiej. Most jest całkiem nowy, ma prawie 2 km długości i Dunaj pod nami robi wrażenie. Stąd już blisko do celu, którym jest miasteczko Bełogradczik, do którego znów wspinamy się wąskimi górskimi drogami. Nie mamy żadnego zarezerwowanego noclegu, ale dosyć szybko udaje nam się znaleźć pokój w dobrej cenie nad knajpką w samym centrum - śpimy w Family Hotel nad The Rocks Restaurant (nie mają www ale można ich znaleźć w google lub na bookingu).
Trasa dzień 2